poniedziałek, 18 kwietnia 2011

W USA robi się gorąco


Dzisiejsze zachowanie na światowych rynkach finansowych zelektryzowane zostało wiadomością agencji ratingowej Standard&Poor's, która obniżyła perspektywę oceny wiarygodności kredytowej USA do negatywnej. Stany Zjednoczone mają najwyższy możliwi rating AAA. Agencja uzasadnia swoją decyzję brakiem wiarygodnych planów dotyczących obniżenia przez rząd USA wysokiego deficytu budżetowego.
A jest czego się obawiać.
Dług publiczny w USA przekroczył 14 bln dol. To aż 45,3 tys. dol. przypadające na każdego amerykańskiego obywatela. Połowa obecnego długu publicznego powstała w ostatnich sześciu latach. W styczniu 2005 r., gdy George W. Bush rozpoczynał swoją drugą kadencję prezydencką, dług sięgał 7,6 bln dol. Pod koniec 2008 r. sięgał już 10,7 bln dol. Obecnie dług wzrósł do rekordowego poziomu 14,02 bln dol. Problem w tym, że Kongres USA wyznaczył w zeszłym roku limit zadłużenia na poziomie 14,3 bln dol., którego nie można przekroczyć bez jego zgody. Limit prawdopodobnie zostanie przekroczony w ciągu najbliższych kilku tygodni. Na propozycję podwyższenia limitu nie chcą się zgodzić Republikanie, którzy wolą plan cięć socjalnych. Prezydent Obama stwierdził, że kompromis jest konieczny, bo w przeciwnym wypadku Ameryka zbankrutuje, a to może wpędzić świat w drugą recesję.
Wydaje się, iż USA jest w sytuacji bardzo newralgicznej, z której nie ma dobrego wyjścia.
Prawdopodobnie USA wybiorą drogę dalszego zadłużania się, co może spowodować bardziej krytyczne podejście przez, pobłażliwe dotychczas agencje ratingowe, co do ich wiarygodności. Co w dalszej perspektywie powinno znacząco podnieść koszty obsługi gigantycznego zadłużenia Ameryki.
Z drugiej strony jeśli Kongres nie podniesie limitu zadłużania się, rząd będzie zmuszony do wprowadzenia drastycznych cięć budżetowych i podwyżek podatków, a to może załamać dynamikę odbicia się amerykańskiej gospodarki po ostatnim kryzysie finansowym.

Czarodziej

czwartek, 14 kwietnia 2011

Dobre i złe strony rządowych zmian w OFE

Nadrzędnym celem rządowych zmian w OFE jest zachęcenie obywateli do oszczędzania na emeryturę. Projekt rządowy przewiduje, że składka do OFE zostanie zmniejszona o 68,5% (z 7,3 proc. do 2,3 proc.), potem będzie stopniowo wzrastać, by w 2017 r. osiągnąć 3,5 proc.

Pozostała część składki trafi na specjalne indywidualne subkonta w ZUS. Zasady dziedziczenia pieniędzy na subkontach w ZUS będą takie same, jak w OFE. Ponadto środki będą waloryzowane o wskaźnik wzrostu gospodarczego z ostatnich 5 lat i inflacji.
Dobre strony reformy OFE
Co tak naprawdę oznaczają dla obywateli zmiany w OFE? Rząd uważa, że system emerytalny należy zmienić, aby ograniczyć przyrost długu publicznego i deficytu. Przekazanie pieniędzy do ZUS oznacza, że teraz rząd może z naszymi oszczędnościami zrobić co chce. Dziś dwie osoby płacą składki emerytalne na jednego świadczeniobiorcę. Dzięki reformie, za kilkadziesiąt lat sytuacja ma się odwrócić i świadczenia będą płacone jeden do jednego.
Zdaniem PO rządowa reforma OFE jest dobrym rozwiązaniem z punktu widzenia wszystkich uczestników tej zmiany, począwszy od emerytów, a skończywszy na sytuacji budżetu państwa i tzw. zadłużeniu wszystkich obywateli, które rosłoby przy utrzymaniu obecnej sytuacji. Jednak przeciwników reformy jest znacznie więcej i argumentów przeciw ciągle przybywa.
Wady rządowego projektu zmian
Po pierwsze w projekcie nie przewidziano analogicznych jak w OFE, zasad dziedziczenia tej części składki, która będzie zapisywana na subkoncie w ZUS. Będzie ona bowiem jedynie dopisywana do subkonta osoby uprawnionej i nie wypłacana w gotówce, na zasadach obowiązujących w OFE. Po drugie projekt nie przewiduje istotnych zmian w polityce inwestycyjnej OFE. Utrzymuje dotychczasowy poziom minimalnej wymaganej stopy zwrotu i nie wymaga konkurowania wynikami. Ponadto, zdaniem ekspertów reforma przyczyni się do wzrostu długu ukrytego, zwiększenia zadłużenia państwa w przyszłości i pogłębienia nierównowagi międzypokoleniowej.
Również samorządy mogą stracić na rządowej reformie OFE. Problem stanowi ulga w PIT-cie, którą mają dostać osoby inwestujące w nowe konta zabezpieczenia emerytalnego. Pieniądze zbierane w ramach PIT-u zasilają także samorządy. Ulga oferowana przy reformie OFE uszczupli ich fundusze.
Zdaniem przeciwników rządowe propozycje uderzają najbardziej w ludzi młodych, ponieważ ich świadczenia będą dużo niższe. Drastyczne obcięcie funduszy dla II filaru jest sprawą precedensową a właśnie tam trafiają głównie pieniądze ludzi młodych. Eksperci uważają, że nie można obiecywać obywatelom wysokich emerytur, gdy jest niski wzrost gospodarczy. Dlatego działania rządu przyjmują oni za szkodliwe dla państwa i obywateli. Ich zdaniem rząd powinien dalej kontynuować reformy emerytalne i jednocześnie obniżać deficyt państwa.
Zmiany w OFE najbardziej dotkną ludzi młodych, którzy dopiero zaczynają pracę. Osoby, które dopiero dziś zaczynają odkładać w OFE, otrzymają o ponad połowę niższą emeryturę niż te, które były w systemie od 1999r. Niższe składki sprawią, że ich emerytura z OFE będzie niższa niż kolegów oszczędzających od ponad 11 lat o prawie tysiąc złotych miesięcznie. Obecna reforma OFE pokazuje, że niezależnie od wszystkiego powinniśmy sami zadbać o własne emerytury. Sporo z nas nie zdaje sobie jednak sprawy z konieczności oszczędzania. Szczególnie ludzie młodzi powinni pomyśleć o dodatkowym zabezpieczeniu swojej przyszłości. Oszczędzanie w tzw. III filarze nie jest jeszcze tak bardzo popularne. Brakuje cały czas dodatkowych zachęt do oszczędzania, np. zwolnień podatkowych. Młodzi ludzie mogą zaoszczędzić poza systemem emerytalnym odkładając nawet małe kwoty, według zasady - im wcześniej zaczną odkładać tym więcej uzbierają - informuje Anna Wróblewska-Karasiuk z firmy Prego Finance.

Artykuł pochodzi z serwisu artykuły.com.pl